Mazowsze serce Polski nr 7–8 (75–76)

Pieczarki z Mazowsza podbijają Europę

Mirosław Jachimowicz Autor: FOT. JACEK KRZEMIŃSKI

Wokół Siedlec i Łosic jest największe w Polsce skupisko upraw pieczarek. Są tam też jedne z naj-większych i najnowocześniejszych europejskich pieczarkarni, które większość swej produkcji eksportują, głównie do zachodniej Europy.

W Wólce Kobylej koło Siedlec jest największa w Europie pieczarkarnia, dostarczająca świeże, nieprzetworzone grzyby. Składa się ze 108 hal, a jej produkcja sięga 400 ton tygodniowo. I co najciekawsze, nie stoi za nią żadna wielka firma. Bo to wciąż rodzinne gospodarstwo, zbudowane przez Annę i Wojciecha Sopińskich, a dziś prowadzone przez ich synów – Mateusza i Krystiana.

Głuchowski Group spod Łosic to też rodzinna firma pieczarkarska, a zatrudnia 600 osób, jest największym pracodawcą w gminie i zajmuje się poza uprawą pieczarek także ich dystrybucją, pakowaniem i transportem, produkcją podłoży dla pieczarkarni oraz skrzynek na grzyby.

Największym pracodawcą w swojej gminie jest również Pieczarkarnia Wierzbno, która składa się z 60 hal uprawowych. Pracuje w niej 250 osób, a jej dzienna produkcja dochodzi do 25 ton pieczarek.

Równie duża jest rodzinna farma pieczarkowa R&J Sztandera z Ozorowa w gminie Skórzec. Ale wokół Łosic i Siedlec jest też wiele mniejszych pieczarkarni. I to wszystko składa się na największe w Polsce i jedno z największych w Europie zagłębi pieczarkarskich.

– Kiedyś nasi mieszkańcy jeździli do Holandii, żeby nauczyć się profesjonalnej uprawy pieczarek. Bo wtedy Holandia była ich największym producentem w Europie. Dziś jest nim Polska, a holenderscy producenci przyjeżdżają do naszej gminy podpatrywać, jak działają nasze pieczarkarnie – mówi Mariusz Kucewicz, burmistrz miasta i gminy Łosice.

– Pieczarkarnie z okolic Łosic i Siedlec należą nie tylko do największych w Polsce i Europie, ale i do najnowocześniejszych. A zaczynali od chałupniczej produkcji, od prostych tuneli czy zaadaptowania na uprawę pieczarek kurnika czy obory u dziadka – dodaje Monika Pomiankowska z Biuletynu Producenta „Pieczarka”.

Rośli jak grzyby po deszczu

Dobrze to widać na przykładzie Pieczarkarni Wierzbno, prowadzonej przez Mirosława Jachimowicza i jego dzieci.

– Skończyłem szkołę elektroniczną w Warszawie, dostałem propozycję pracy w zakładach Kasprzaka, ale dziadek szukał następcy w swoim gospodarstwie i ja to wybrałem – opowiada Jachimowicz. – Pierwszą pieczarkarnię uruchomiliśmy w stanie wojennym, ale na początku robiliśmy to chałupniczo, na małą skalę.

Dziś farma pieczarkarska Jachimowiczów to jeden z liderów na europejskim rynku.

Ma własną przechowalnię i pakowalnię, własną sieć dystrybucji i własną firmę transportową. Większość swej produkcji eksportuje – głównie do krajów zachodniej Europy (najwięcej do Wielkiej Brytanii).

Jako jedna z pierwszych farm pieczarkowych zaczęła inwestować we własne źródła energii. Jachimowiczowie wybudowali też – jako jedni z pierwszych wśród producentów pieczarek – hotel pracowniczy.

– W pewnym momencie zaczął się problem z niedoborem pracowników. Chcieliśmy więc ściągnąć ich z innych części kraju, z terenów, gdzie jest wysokie bezrobocie. Dlatego zdecydowaliśmy się na budowę hotelu dla pracowników. Chcieliśmy go tak zbudować, żeby to była nasza wizytówka – opowiada Mirosław Jachimowicz.

I dziś można śmiało powiedzieć, że jest tą wizytówką. Hotel pracowniczy „Pod Pieczarką” przy Pieczarkarni Wierzbno ma 160 miejsc noclegowych, standard porównywalny z hotelem 3-gwiazdkowym, salę do ćwiczeń, ładną stołówkę, fizjoterapeutę na etacie, a przy pokojach są kuchnie (jedna kuchnia na dwa pokoje). Każdy z pokoi ma też własny taras. Oprócz tego hotel – tak, jak pieczarkarnia – jest samowystarczalny energetycznie, dzięki fotowoltaice, pompom ciepła i kolektorom słonecznym.

Zbieracze na wagę złota

– W naszej pieczarkarni pracuje 300 osób, z czego 250 to zbieracze. Ani jeden nie jest Polakiem. Mamy pracowników z Ukrainy, Białorusi, Filipin, Nepalu i Ugandy – wylicza Jakub Sztandera.

W innych dużych farmach pieczarkowych z okolic Łosic i Siedlec są także Azerowie, Gruzini, Ormianie, a nawet Kolumbijczycy. Dlaczego tak jest?

– Nasi zbieracze korzystają ze specjalnych platform, które się podnoszą i obniżają, co bardzo ułatwia im pracę. Ale nadal zbieranie pieczarek jest ciężką pracą, a Polacy, jeśli mają wybór, to wolą lżejsze zajęcia – tłumaczy Sztandera.

Dziś przy wszystkich największych pieczarkarniach wokół Łosic i Siedlec są hotele pracownicze. Głuchowski Group ma taki hotel na 400 osób i już buduje drugi tej samej wielkości – w związku z rozbudową zakładu. Mniejsze pieczarkarnie wykupują domy i przerabiają je na kwatery dla pracowników. To dziś konieczność, bo niedobór pracowników to jeden z głównych problemów branży pieczarkarskiej. Najbardziej brakuje zbieraczy. Farmy pieczarkowe ze wschodniego Mazowsza specjalizują się w tzw. świeżych pieczarkach, czyli takich, które jako surowe trafiają do sprzedaży. Takie grzyby trzeba zbierać ręcznie, w rękawiczkach, delikatnie, bo każde dotknięcie pieczarki powoduje, że w tym miejscu za jakiś czas pojawią się ciemne plamy.

To jednak nie wszystko. Pieczarkarnie spod Łosic i Siedlec większość swej produkcji eksportują, zaopatrują też sieci handlowe, a to są bardzo wymagający odbiorcy. Pieczarki, które tam trafiają, muszą być wysokiej jakości. Dlatego maksymalnie po dwóch godzinach od zbioru powinny być schłodzone i cały czas przechowywane w temperaturze 2 st. C. Mają być też ujednolicone, jeśli chodzi o ich wielkość, więc grzybów nie zbiera się jak leci, ale tylko te odpowiednich rozmiarów. Praca zbieracza nie jest więc wbrew pozorom ani lekka ani łatwa. Wymaga myślenia, koncentracji, pamiętania o wielu rzeczach, ale jest monotonna.

Do tego dochodzą obostrzenia sanitarne. W odniesieniu do uprawy pieczarek są w UE takie przepisy, że prawie nie można używać w niej chemicznych środków ochrony roślin. Mazowieccy pieczarkarze przestrzegają tych reguł, a nawet idą dalej (w Pieczarkarni Wierzbno w ogóle nie stosuje się chemii).

Ale z drugiej strony uprawa pieczarek to monokultura i jako taka jest bardzo narażona na choroby, szkodniki i patogeny. Producenci pieczarek uciekają się do innych metod. Przede wszystkim dbają o higienę w halach uprawowych.

Razem można więcej

Jakub Sztandera zajął się uprawą pieczarek w 2008 r. Ale w jego rodzinie pieczarkarstwo ma długą tradycję.

– Najpierw zajmował się tym mój wujek, a potem moja mama, która po jakimś czasie przestawiła się na produkcję podłoży do pieczarek. Po skończeniu studiów zaproponowałem, żebyśmy wrócili do uprawy pieczarek. I tak zrobiliśmy – opowiada Sztandera.

Jego pieczarkarnia należy do największych w kraju. Jak to się udało? Pieczarkarstwo to wciąż dochodowy biznes, więc jeśli zarobione pieniądze inwestuje się w rozwój gospodarstwa, to ono szybko rośnie.

– Polscy producenci przejęli technologię od Zachodu, ale budowali i prowadzili pieczarkarnie taniej niż producenci z zachodniej Europy. Dlatego zaczęli zajmować ich miejsce na europejskim rynku. Poza tym uprawa pieczarek wymaga dużej skrupulatności i pracowitości, a w tym Polacy się sprawdzają i wypadają pod tym względem lepiej niż inne nacje – twierdzi.

Kamieniem milowym dla jego farmy pieczarkowej jak i innych pieczarkarni, było utworzenie grupy producenckiej. Grupy mogły otrzymać duże dofinansowanie z UE na budowę przechowalni, chłodni czy pakowalni. Wybudowały swoje centra logistyczno-dystrybucyjne, a z czasem przekształciły się w spółki, należące do rolników.

Spółka East Mushrooms (produkuje też opakowania do pieczarek), zatrudnia 130 osób i ciągle powiększa działalność.

– Pakujemy i wysyłamy do odbiorców 1400 ton pieczarek miesięcznie, niemal w całości za granicę – mówi Łukasz Marczewski, kierownik produkcji.

Lokomotywa rozwoju

Dzięki uprawie pieczarek w Łosicach i okolicy zaczęły się rozwijać inne branże, m.in. transport, ale nie tylko. Założyciele łosickiej firmy Wokas zaczynali od jednej koparki, którą kopali torf i produkowali z niego tzw. okrywy do upraw pieczarek. Obecnie zatrudniają ponad 200 osób, mają siedem kopalni torfu w całym kraju i m.in. własne centrum badawczo-rozwojowe.

Ci, którzy zarobili pieniądze na pieczarkach, inwestowali też m.in. w fermy drobiu oraz w deweloperkę.

– Pieczarkarnie napędziły rozwój gospodarczy naszego regionu – mówi Piotr Głuchowski, prezes Głuchowski Group spod Łosic.

Potwierdza to Mariusz Kucewicz, burmistrz Łosic. Miasto, choć położone na skraju Mazowsza, od dłuższego czasu gospodarczo kwitnie. Jednak pieczarki trzeba uprawiać na dużą skalę, żeby to się opłacało.

– Jeśli masz mniej niż 12 hal uprawowych, to nie dasz rady utrzymać się na rynku – ocenia Łukasz Marczewski.

Będą się więc raczej rozwijać już istniejące pie­czarkarnie, niż tworzyć nowe.


Warto jeść pieczarki

Choć spożycie pieczarek w Polsce rośnie, to Polacy wciąż jedzą ich dużo mniej niż wynosi europejska średnia. To jednak powinno się zmienić, bo pieczarki świetnie wpisują się w dietę niskokaloryczną, w diety bezmięsne czy odchudzające, bo te grzyby długo się trawi, dzięki czemu przez długi czas dają uczucie sytości. Mają też ogromne walory odżywcze i zdrowotne. Są bogatym źródłem błonnika, przyswajalnego białka, witamin (zwłaszcza witaminy D), a także mikroelementów – m.in. cynku czy selenu.


Janina Ewa Orzełowska, członkini zarządu województwa mazowieckiego (klub TD-PSL-PL2050)

Mazowsze może poszczycić się nowoczesnym i rozwiniętym rolnictwem. Co drugie polskie jabłko i co czwarta polska truskawka pochodzi z Mazowsza. Nasze województwo jest także wiodącym producentem warzyw i drugim co do wielkości producentem zbóż w Polsce. Na nasz region przypada 80 proc. krajowej produkcji papryki, ale też znacząca część produkcji pieczarek. Mazowieckie pieczarki wyrobiły już sobie silną markę na europejskich rynkach.


UWAGA
Informacje opublikowane przed 1 stycznia 2021 r. dostępne są na stronie archiwum.mazovia.pl

Powrót na początek strony