Mazowsze serce Polski nr 9
Śmierdzący problem
Bywa, że większość budżetu gminy czy miasta – zamiast na budowę dróg czy remonty szkół – muszą przeznaczyć na… śmieci. I to bardzo niebezpieczne. A właściwie – na ich usuwanie.
Nagłaśniane ostatnio katastrofy ekologiczne uświadamiają nam odpowiedzialność za środowisko. Rodzą też pytania o zagrażające mu nielegalne składowiska śmieci. W ostatnim czasie jest coraz więcej przypadków porzucania odpadów oraz nielegalnego ich magazynowania. Najczęściej porzucane są odpady niebezpieczne. Pozostawione bez nadzoru i przechowywane bez odpowiednich zabezpieczeń są realnym zagrożeniem dla środowiska, a także dla zdrowia i życia mieszkańców. Od niczego nieświadomych kontrahentów sprawcy często wynajmują hale magazynowe, kontenery lub inne miejsca i przetrzymują w nich odpady, nie zwracając uwagi na ich właściwości chemiczne i fizyczne, a później je pozostawiają. Gdy podrzucający nie zostanie zidentyfikowany, przyjmuje się, że za odpady znajdujące się na terenie nieruchomości odpowiada jej właściciel. I to on musi ponieść koszty ich zagospodarowania.
– Problem porzucania odpadów dotyczy nie tylko województwa mazowieckiego, ale – jak wynika z ustaleń Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ) – jest powszechny w całym kraju – podkreśla Marcin Podgórski, dyrektor Departamentu Gospodarki Odpadami, Emisji i Pozwoleń Zintegrowanych Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w Warszawie.
Dodaje, że według GIOŚ w kraju ujawniono ponad 770 miejsc nielegalnego magazynowania lub porzucenia odpadów, z czego w przeszło 230 miejscach zidentyfikowano odpady niebezpieczne. Niemal 40 z nich na terenie województwa mazowieckiego.
Śmierdząca żyła złota
Przetwarzanie odpadów jest na tyle intratne, że można je wręcz nazwać „śmierdzącą żyłą złota”. Zwłaszcza dla kogoś, kto zainkasuje pieniądze za odbiór śmieci, ale wcale nie będzie zamierzał wydać ich na utylizację. Wystarczy tylko pozbyć się kłopotliwego ładunku.
– Choć w 2019 r. do ustawy o odpadach dodano przepis, który wprowadził rozszerzoną odpowiedzialność wytwórców odpadów niebezpiecznych, wciąż nie zawsze udaje się udowodnić, kto jest ich wytwórcą i odpowiedzialnym za ich ostateczne zagospodarowanie – mówi dyrektor Podgórski.
Wyjaśnia, że dzieje się tak m.in. z powodu długiego łańcucha podmiotów, które zgodnie z przepisami mogą zbierać odpady, a następnie przekazywać je kolejnym zbierającym, mimo że same nie mają odpowiedniej instalacji do ich unieszkodliwiania.
– Prowadzi to do rozwoju szarej strefy, która ma już wypracowane mechanizmy działania i skutecznie potrafi wykorzystać luki prawne.
Koszty ponoszą mieszkańcy
Nielegalnych wysypisk wciąż jest wiele. Najczęściej porzucane odpady to niebezpieczne płyny, pochodzące z przemysłu, które muszą być unieszkodliwione w instalacjach do termicznego przekształcania odpadów.
W Polsce zajmują się tym jedynie instalacje w Gdańsku i Dąbrowie Górniczej. Zgodnie z przepisami ustawy, posiadacz odpadów musi je niezwłocznie usunąć z miejsca, które nie jest przeznaczone do ich składowania. Jeśli tego nie zrobi, ich usunięcie nakazuje wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Gdy to nie przynosi skutku – w skrócie mówiąc – obowiązek ten przechodzi na samorząd. Składowisko, które jest zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi lub środowiska, trzeba usunąć i to szybko. Tylko że to duży wydatek. Często ponad możliwości budżetu gminy czy miasta.
– Niestety, w praktyce obowiązek kosztownej likwidacji zagrożenia spada na samorządy, często te najmniejsze, które po prostu nie mają pieniędzy na ten cel – mówi marszałek Adam Struzik (sejmikowy klub PSL).
Tak było np. w gminie Rybno (powiat sochaczewski). Problem zaczął się w kwietniu 2020 r., gdy na terenie prywatnej posesji we wsi Jasieniec znaleziono niebezpieczne chemikalia. Według Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w hali było niemal 2 tys. zbiorników typu mauzer o pojemności 1000 l oraz beczki pełne chemikaliów – prawdopodobnie odpadów z procesów drukarskich (łącznie około 2 tys. ton odpadów). Część pojemników była niestety już nieszczelna, na szczęście udało się zapobiec przedostaniu substancji do przepływającej w pobliżu rzeki. Obowiązek usunięcia chemikaliów spadł jednak na gminę. Koszt oszacowano na ponad 10 mln zł, a to około połowa budżetu gminy!
Ale w tym przypadku koło ratunkowe podał samorząd Mazowsza.
– Choć sprawa wydawała się bardzo trudna, widać już jej pozytywne zakończenie – mówi wiceprzewodniczący sejmiku województwa Mirosław Adam Orliński (sejmikowy klub PSL). – Oczekujemy od władz rządowych większego zaangażowania i regulacji prawnych, które będą skutecznie ograniczać działania mafii śmieciowych, a nie obarczać kolejnymi obowiązkami samorządy – dodaje.
Mniej śmiecimy? Nie!
Według danych GUS masa odpadów komunalnych wytworzonych w przeliczeniu na jednego mieszkańca w ciągu roku na Mazowszu wzrosła z 311 kg w 2015 r. do 336 kg w 2018 r.!
Milionowa pomoc
Koszt usunięcia i unieszkodliwienia odnalezionych w gminie Rybno niemal 2 tys. ton chemikaliów spadł na gminny samorząd, dla którego taki wydatek był poza zasięgiem – oszacowano go na około 10 mln zł. Pomoże jednak samorząd Mazowsza. Przy podpisaniu umowy na dofinansowanie 4 mln zł obecni byli marszałek Adam Struzik (klub PSL) i wiceprzewodniczący sejmiku województwa Mirosław Adam Orliński (klub PSL).
Janina Ewa Orzełowska, członek zarządu województwa mazowieckiego (sejmikowy klub PSL)
Rozkładające się (nierzadko przez tysiące lat) odpady szkodzą ziemi, ludziom, roślinom i zwierzętom. Odpowiednie zarządzanie nimi, w tym inicjowanie działań na rzecz ograniczania ich powstawania, jest kluczowe. Zachęcam gorąco do śledzenia publicznych kampanii edukacyjnych, które podnoszą świadomość ekologiczną, m.in. na temat zmniejszenia wytwarzania odpadów i prawidłowej ich segregacji.
Mirosław Augustyniak, radny województwa, przewodniczący sejmikowej Komisji Ochrony Środowiska (sejmikowy klub PSL)
Przyroda nie jest w stanie sama się zregenerować po tym, jak ją zaśmiecamy. Dlatego tak ważne są firmy zajmujące się recyklingiem i przetwarzaniem odpadów. Smutne jest to, że nadal wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak skomplikowany, trudny i kosztowny jest to proces. Gdyby nie on, śmieci by nas zalały, zwłaszcza biorąc pod uwagę intensywność życia i dostęp do coraz większej liczby dóbr przetworzonych.